Dr Michał P. Sadłowski – Prezes Fundacji Instytut Prawa Wschodniego im. G. Szerszeniewicza
Antykomunizm Prawa i Sprawiedliwości
Nie ulega wątpliwości, że jedną z podstawowych idei, którą kierowała się obecna partia rządząca, obejmując władzę w 2015 r. był tzw. antykomunizm. Nie zagłębiając się szczegółowo w to zjawisko polityczne stwierdzić należy, że ów antykomunizm można zdefiniować jako negatywna ocena tzw. Polski Ludowej oraz próba zupełnego odcięcia się od rzeczywistości z lat 1944-1989. Ideologiczną podporą tej narracji był m.in. kult tzw. Żołnierzy Wyklętych, którzy mieli stać się głównymi bohaterami okresu wojennego, a zwłaszcza końca wojny i pierwszych lat po niej.
Jak jednak często bywa z kultem, który staje się również instrumentem w walce politycznej, narracja antykomunistyczna wymknęła się spod kontroli. Z początkowej fascynacji tą narracją młodych ludzi w Polsce, uczyniono urzędowy rytuał.
Pułapki Radykalizmu
Jednak co gorsze, część antykomunistycznej narracji przybrała momentami charakter antypaństwowy. Jeśli na przykład neguje się zupełnie Ludowe Wojsko Polskie, wskazując, że to nie wojsko polskie, a wyłącznie ekspozytura radziecka, to tym samym powstaje wiele pytań: czy to, aby na pewno polscy żołnierze ginęli w walce nad Odrą w 1945 r.? Jeśli bowiem ginęli tylko „sowieci”, a nie Polacy, to przecież można uznać, że tzw. granica zachodnia to wyłącznie „prezent” od Stalina i Polacy nic do tego nie mają. A jak nie mają, to można ją negować.
Podobnie ma się sprawa zrównywania Bieruta i Gomułki czy też lat sprzed 1956 r. i tymi po tym roku. Ukazywanie takich niebezpieczeństw to oczywiście skrajna i publicystyczna interpretacja, która jednak ma na celu uzmysłowienie, że zupełna negacja rzeczywistości Polski Ludowej prowadzi do zaprzeczenia stanu obecnego i tym samym może stanowić działalność na szkodę żywotnych interesów państwa polskiego. Zwłaszcza w tak trudnych dla naszego regionu i świata czasach.
A wszystko to prowadzi do pułapki antykomunizmu. Kiedy chęć odcięcia się, której autor niniejszego tekstu nie neguje, idzie tak daleko, że odcinamy się, w sposób iście romantyczny, od twardych podstaw naszego obecnego bytu, wykreślamy też własne osiągnięcia. Odcięcie się, zarówno ideologiczne jak i personalne od Polski Ludowej musiało i musi następować. Ale zupełne jej negowanie, czego symbolem stało się mówienie „o kolejnym pokoleniu UB”, to w istocie nowa wersja romantyzmu, a nawet zaprzeczenie podstawowym zasadom real politik. Tzw. Antykomunizm a polityka wschodnia Przy tak radykalnym ujęciu antykomunizmu pomijany jest niestety wątek zewnętrzny, zwłaszcza dotyczący polityki wschodniej. Nie ulega wątpliwości, że tzw. antykomunizm w wymiarze polityki zagranicznej poniósł klęskę.
Polskie ośrodki decyzyjne, a zwłaszcza siły polityczne, które oparły swoją działalność na tej idei w ogóle nie wzięły pod uwagę jej skutków w płaszczyźnie międzynarodowej, uznając, że tzw. antykomunizm to nasza sprawa. Problem jednak w tym, że to nie do końca tylko nasza sprawa. Zwłaszcza, jeśli mamy ambicje związane z regionem.
Nowe problemy
Dlatego polityka tzw. antykomunizmu przysporzyła nam wielu nowych problemów. Po pierwsze, niepopularna wśród obozu rządzącego jest prawda, że polityka radykalnego antykomunizmu, chociażby w wymiarze werbalnym, okazała się miernym instrumentem do oddziaływania na państwa z obszaru poradzieckiego. Jak przekonać Białorusinów, że Białoruska SRR to wyłącznie zło, a niektórzy działacze kulturalni z tamtych czasów to tylko komuniści, a nie ludzie, którzy przysłużyli się sprawie białoruskiej?
Dlatego Białorusini mieliby oprzeć swoją pamięć instytucjonalną tylko o tzw. Białoruską Republikę Ludową. W tym przypadku mowa również o Ormianach oraz Azerbejdżanach, którzy wprawdzie po I wojnie światowej i po bardzo krótkim okresie formowania niezależnej państwowości zostali podbici przez czerwoną Rosją, ale przecież, w epoce ZSRR odnieśli pewne korzyści.
Mowa przede wszystkim o modernizacji i utrzymaniu idei odrębności. Mimo, że Baku czy Erywań były częścią ZSRR, to jednak z podkreśleniem swojej odrębności i coraz silniej zaznaczającymi się nacjonalizmami w granicach swoich republik. Nie jest aktualnie poprawne politycznie, ale również w przypadku ludności muzułmańskiej Imperium Rosyjskiego, komunizm oznaczał dla niej określny skok z pozostałości systemu feudalno-religijnego do industrialnej nowoczesności, która dała początek kształtowaniu się współczesnej państwowości.
Okres komunistyczny stworzył podstawy pod funkcjonowanie państw w Azji Centralnej. Trudno bezkrytycznie uznać, że tzw. radziecka federalizacja okazały się politykami, które nie przyniosły żadnych owoców i zasługi posiada jedynie nasz polski prometeizm Po drugie, powstaje problem o wiele bardziej dla nas znacznie poważniejszy. Jak przedstawić naszym wschodnim sąsiadom narrację o 1939 r. oraz o latach 1944-1945. Wydaje się, że polskie władze po 2015 r. nie przyjęły w tym zakresie żadnej strategii, czyli uznały, że najważniejsza jest narracja na potrzeby wewnętrzne, a w przypadku zagranicy: „jakoś to będzie”.
Przyjmując taki koncept, z jednej strony, słusznie podnoszono bezsprzeczny fakt, że o 1939 r. trzeba pamiętać, jako o zbrodni III Rzeszy i Związku Radzieckiego. Z drugiej strony, jeśli chodzi o lata 1944-1945 r. to obóz władzy sam zagubił się jak nazwać to, co działo się w tamtym czasie. O ile jeszcze w okolicach 2015-2016 słychać było głośne hasła o początku drugiej okupacji oraz „Rosji”, a nie ZSRR, jako agresorze, to teraz powstaje więcej wątpliwości.
Z jednych ośrodków płynie narracja, że w latach 1944-1945 r. nastąpiło płynne przejście z okupacji na okupację, a z innych, słusznie, podkreślane jest, że istotnie, wojska radzieckie wyzwoliły nas spod okupacji niemiecko-nazistowskiej, ale to wydarzenie nie przyniosło nam wolności i suwerenności. Która wersja jest więc słuszna? W poszukiwaniu słusznych wersji Już sam fakt zadania takiego pytania powinien zastanawiać. Jeśli my w Polsce sami nie wiemy, jak nazywać kluczowe etapy w zakresie pamięci o II wojnie światowej, to jak mamy narzucać albo oswajać i promować naszą percepcję historii wśród sąsiadów ze Wschodu, aby zapewnić realizację naszych interesów? Zwłaszcza w państwach, gdzie z racji sojuszy i odmienności kulturowych, trudno nam działać. Wydaje się, że czynniki decyzyjne, które zajmują się naszą polityką wschodnia uznały, że nie warto ustalać jednoznacznej polskiej narracji.
Skoro Rosji i Rosjan i tak się teraz nie uda zmienić, to po co się silić na szczegółowe wykazywanie, że pewne symbole związane z tzw. radzieckimi pomnikami w Polsce są dla nas, Polaków, rzeczą bolesną i problematyczną. Stąd nie przyjęto jednej, spójnej narracji i nie zaczęto próbować tłumaczyć Rosjanom, że rozumiemy ich punkt widzenia, szanujemy ofiary oraz fakt wyzwolenia od Niemców, ale też, przede wszystkim, mamy własny ogląd spraw na lata 1944-1945 r. Dlatego też nie możemy zapomnieć o pewnych zbrodniach radzieckich, co nie oznacza, że bezwzględnie zrównujemy Niemców w mundurach SS i żołnierzy radzieckich. Rzecz jasna można uznać, że przekonywanie Kremla do naszej wizji to walka z wiatrakami.
Owszem, ale powinno nam zależeć na tym, żeby budować dialog i zaufanie między społeczeństwami, grupami i jednostkami, zależeć na tym, by społeczeństwa obszaru poradzieckiego ich oswajać z naszą wizją. Stosunki z Rosją to nie tylko sytuacja obecna, ale to przede wszystkim relacja przyszłościowa. My jednak zupełnie to pominęliśmy, wybierając kurs na tzw. antykomunizm. Tym samym stworzyliśmy sobie kolejny problem w relacjach nie tylko z Rosją, ale przede wszystkim Rosjanami.
Radykalna próba narzucenia tzw. narracji antykomunistycznej Rosjanom, biorąc pod uwagę obecny etap rozwoju ich państwowości, skomplikowane totalitarne doświadczenia i wrażliwość, przynosi skutki wyłącznie odwrotne od zamierzonych. W niektórych aspektach to wręcz woda na putinowski młyn. Czasami współczuję naszym dyplomatom, bo jako państwo po prostu nie jesteśmy w wielu sferach wiarygodni. Trudno jest bowiem składać wieniec kwiatów ofiarom oblężenia Leningradu, a z drugiej strony tolerować lub wręcz inspirować narrację, że Polska Ludowa była tworem wyłącznie okupacyjnym, a żołnierze radzieccy są równi żołnierzom Wehrmachtu w latach 1944-1945.
Świadome zarządzanie pamięcią i rozsądną polityką antykomunizmu mogłyby łączyć Polskę i narody z państw obszaru poradzieckiego. Można byłoby np. mówić wspólnie o zbrodniach stalinowskich, podkreślając ich fatalne znaczenie dla nas, ale z drugiej strony, mówić też o kulturze PRL, która była znaczącym łącznikiem Polaków i ludzi z ZSRR. Jednak trudno i mówić o kulturze i troskach życia PRL Rosjanom, jeśli ten PRL całkowicie się neguje, a pamięć o nim upraszcza.
Przez to tracimy szanse na wzmocnienie polskiego soft power, wyrzekając się narzędzia, którym nie dysponuje żaden kraj zachodni – wspólnej pamięci.